Także
witam Was w Nowym Roku, w roku pełnym zmian (przynajmniej u mnie). Wiem, wiem... Te postanowienia noworoczne są g* warte, ale fajnie mieć tą świadomość, że zaczyna się coś nowego więc i ze swoim życiem trzeba coś zadziałać. Powiem szczerze - już od pewnego czasu planuje coś ze sobą zrobić. I tu nie chodzi o rozwój osobisty (to swoją drogą, akurat TO jest ciągle w trakcie), ale o MOJA SYLWETKĘ, z którą na prawdę walczę już nie od roku a od kilku lat...
Właśnie ten blog, miał mnie zmotywować do działania. Chciałam dzielić się z Wami swoimi porażkami jak i sukcesami. Wiadomo, robotami nie jesteśmy, więc mamy prawo do błędów. No, ale ze mną było coś jednak nie tak...
Stosowałam się do zaleceń dietetyków, byłam bardzo aktywna. Za to, gdy miałam przechodzić na etap 'normalnego jedzenia', i nie chodzi tu o objadanie się jakimiś nadzwyczajnie tłustymi rzeczami,
zaczęłam po prostu rosnąć. Już nie wspomnę o nagłych napadach wilczego głodu. To, to już w ogóle... Porażka.
Moja ciocia (przyszywana) miała sporą nadwagę. Na początku grudnia dodała zdjęcie swojej metamorfozy. BYŁAM W SZOKU. Kobieta, w niecały rok schudła ponad 45kg, Cellulit jej znikł - gdzie ja mam z nim ogromny problem. Przestała sięgać po słodkie rzeczy - gdzie ja mam z tym OGROMNY problem. Czuje się taka 'czysta' jak to mówi... Zapytałam się więc, co robiła. Jak uzyskała taki efekt. Powiedziała mi, że najpierw musiała oczyścić organizm. Zastosowała preparaty, które pomogły jej odkwasić siebie.
Uzupełnić florę bakteryjną w jelitach, które pomagają w trawieniu. Szczerze?? Wiedziałam, że organizm się odkwasza, wiedziałam, że trzeba uzupełnić enzymy trawienne itp itd. No, ale stosowałam naturalne sposoby. Kiszonki, odpowiednia dieta itp itd. A dalej ciągnęło mnie do słodkości. Później z czasem doszłam do wniosku, że to może być spowodowane przez spalacze, które brałam przed treningiem. One mogły rozregulować mi trawienie. Dlatego przy rzeczach, które jedzą 'normalni' ludzie, puchłam w zastraszającym tempie. ps. po świętach z resztą też.
Dlatego Ciocia, namówiła mnie na kurację odkwaszająco-odchudzającą. Wiadomo, nie jest to tania rzecz... Jednak jeśli ma mi pomóc to spróbuje. Szczególnie, że widziałam efekt na niej.
Kuracja trwa mniej więcej do 3 miesięcy. Wszystko zależy od stopnia zakwaszenia organizmu. Dzisiaj miałam swój pierwszy dzień. Zobaczymy jak to wszystko będzie wyglądać. Startuje przy wadze 67kg.
a co z sylwestrem? Oj, na pewno pożeganłam stary rok w należyty sposób ;p mam nadzieje, że te porażki odejdą w niepamięć i zacznie się era czegoś nowego :) Wam również tego życzę :)